Scarlett rozdział 1

-ej ty!
-niech pani się nie martwi, jutro oddam.
-akurat! Jejku co im szkodzi, jak wezmę im jedną pomarańcze? Kompletnie tego nie rozumiem. Najpierw dają mi owoc do spróbowania, mając nadzieje, że mi posmakuje i kupię więcej, a jak biorę go sama to krzyczą. Skoro mają owoce na spróbunek, więc mają także troche na zbyciu. Trudno, jutro oddam pieniądze sprzedawczyni, a na drugi dzień znów wezmę sobie pomarańcze i tak jeszcze kilka milionów razy. Poprawiam fullcap i dalej jade na desce. Po drodze ćwicze kilka nowych trików.
-cześć Fooge? I jak wczorajszy mecz? Cholera, przegapiłam go, ale fooge jako wierny kibic naszego ukochanego klubu, wszystko mi powie.
-średnio. Do przerwy było zero zero, a w sześćdziesiątej którejś Lorenzo zepsuł karnego. Później wynik trzymał się już do końca. Kończy relacje z meczu. Gadam z nim jeszcze przez moment, a za chwile znów jade na desce. Cholernie upalny dzień, czuje, jakbym była oblepiona potem. Kieruje się w strone Ciutat Esportiva. Wiem, że tam od tak nie wpuszczają, ale jakoś zawsze udaje nam się tam przemknąć.

Po kilku godzinnej grze padam z nóg. Ale i tak zagrałabym jeszcze. Zawsze mi mało. Próbuje przebić mój rekord w kapkach dla tych nie wiedzący odpowiem, że kapki to odbicia piłki nie używając rąk, tak aby nie spadła na ziemie. Sześćset sześćdzuesiąt sześć, sześćset sześćdziesiąt siedem..
-proszę natychmiast opuścić boisko! Tu nie wolno wchodzić!- o nie! Znowu ona! Boże, jak ja jej nie nawidze! Ta baba doprowadza mnie do skraju wytrzymałości-słyszałaś paniusiu? Dodaje. Ludzie, trzymajcie mnie, bo zaraz wybuchne. Wszystko ale tylko nie paniusiu.
-po pierwsze to nie paniusiu, a po drugie pani nie jest tu dyrektorem. Odpowiadam starszej kobiecie. Nie mam zamiaru jej docinać, bo choć jaka jest, to jest ale mnie mama nauczyła mieć szacunek dla starszych.
-dobrze, w takim razie zaraz wezwę dyrektora. Odchodzi kląc nas pod nosem coś w stylu ,,cholerne bahory” trudno sie mówi, nie interesuje mnie co inni o mnie mówią. Zanim miał przyjść dyrektor, my zmywamy się z tamtąd. Do Camp Nou jeszcze pół godziny jazdy na desce. Jestem zmęczona, a do domu mi się nie chce wracać. Dobra, niech będzie pierwsza opcja. Po trzydziestu minutach jestem przed stadionem. Jak ja kocham to misto! Całe Camp Nou jest oświetlone. To wszystko wygląda obłędnie. Siadam na schodach przed stadionem i rozkoszuje się tym cudownym widokiem. Gdzieś z budynku dobiega muzyka. Taka przy jakiej staruszkowie tańczą wolne kawałki. Ciekawe. Aż mi się śmiać chce. Moje życie to jedno wielkie nieporozumienie. Siedze na tych holernych schodach i śmieje się ze swojego życia. Super. Lepiej być nie mogło. Nie mam rodziny, pieniędzy, a nie długo zabiorą mi mieszkanie, bo nie mam za co go opłacić. Do tego on jest w mieście. Nie nawidze go! Nie wiem ile lat będe jeszcze musiała się go bać. Ciekawe co teraz. Nie chce już uciakać. Pokochałam to miasto. Mam tu przyjaciół, cała moja paczka. Wszyscy znajomi. Wspólne wypady za miasto, albo na boisko. Nowe miejsca na do trików na desce. Nie mogę tego tak po prostu zostawić. Jeśli znów do mni przyjdzie nie wiem co zrobie. Przecież mnie nie zabije. Nie wiem jaki ojciec potrafiłby zabić własne dziecko. No chyba, że mój. Cholernie się go boje. Skoro ostatnio przez niego przeleżałam dwa tygodnie w szpitalu, co teraz zrobi? Nigdy nie zadawałam sobie pytania dlaczego mi akurat przytrafia się coś takiego. Znam odpowiedź. Jestem złym człowiekiem i nie wiem czy te codzienne modlitwy zdejmią choć cząstke ciężaru z mojej duszy. Nic ani nikt mnie nie uzdrowi. Tego nie da się uleczyć. I może to zabrzmieć jak z taniej piosenki o życiu, ale nie umiem wymazać wspomnień. To jest jak drzazga. Ciągle siedzi w mojej głowie robiąc coraz większe szkody. Drażni. Ropnieje i boli coraz bardziej. Tak bardzo chce ją wyrwać tylko, że siedzi za głęboko. widok zamazują mi łzy zbierające sie w oczach. I co teraz? Mam tak żyć? Każdy człowiek ma jakieś granice wytrzymałości. Moje już dawno zostały przekroczone. Ile można jeszcze znieść?

Scarlett to takie piękne imie. Imie dziewczęce, kobiece, słodkie. Scarlett to dziewczyna o którą trzeba dbać, pielęgnować jej wielki potencjał o którym sama nie ma pojęcia. Tak jak malutkie ziarenko, gdy go podlejemy, za nie długo wyrośnie z niego piękny kwiat. Scarlett siadzi teraz na zimnych schodach. Jedyne co ją trzyma przy życiu, to futbol. To jedyna rzecz, której nic, ani nikt nie może jej odebrać. Czy aby napewno? Ona tak uważa. Ale Bóg ma już wielkie plany wobec niej. Nie długo znakdzie się woda, która podleje ziarenko. A wtedy

Dodał/a: iness w dniu 27-01-2015 – czytano 990 razy.
Słowa kluczowe: opowiadania nastolatek miłość szczęście życie utrapienie początek seii iness
Kategoria: Miłosne

Zobacz inne

Komentarze (1)

Alicednia 2015-01-27 18:34:26.

:O Pisz dalej! 😀

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do "Scarlett rozdział 1"

(pole wymagane)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.