Przysługa I




Patrzyłam przez szybę na mijające obrazy z dużą prędkością i zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądało nasze życie.
W czerwcu podczas lekcji do klasy wszedł dyrektor i poprosił mnie na sekundę, a nauczycielka matematyki oczywiście nie miała nic przeciwko, bo to w końcu dyrektor, mimo iż miałam właśnie odpowiadać. Cieszyłam się z jego wyczucia czasu, dopóki nie powiedział, dlaczego wyciągnął mnie z lekcji.
Dowiedziałam się, że moja mama podczas pracy zasłabła i z tego powodu została zabrana do szpitala. W tamtym momencie miałam już skończone osiemnaście lat i dyrektor nie okazał się osobą bez serca, więc pozwolił mi wyjść ze szkoły i pojechać prosto do szpitala. Szybko spakowałam książki i nie patrząc na złą nauczycielkę, wyszłam.
Kiedy już byłam w szpitalu, dowiedziałam się od mamy, że już od dłuższego czasu miała problemy ze zdrowiem, ale do tej pory nie było to aż tak poważne. Dostała wyniki badać i okazało się, że zasłabnięcia będą zdarzać się częściej, a do tego mogą dojść jeszcze omdlenia. Tym jednak moja mama nie przejęła się tak bardzo, jak faktem, że została wyrzucona z pracy, gdyż podczas upadku rozlała jakiemuś ważnemu facetowi gorącą herbatę na krocze. Ponadto jej szef powiedział, że nie może trzymać u siebie kogoś z problemami zdrowotnymi. Mama próbowała w wielu miejscach, ale musiała zaznaczyć swój stan zdrowia – dla ich informacji, ale również dla swojego bezpieczeństwa. Niestety nie było pozytywnych odpowiedzi.
Jednak pewnego dnia, po zakończeniu roku szkolnego, weszłam do mieszkania, a mama powiedziała, że znalazła pracę. Zaczęłam się cieszyć razem z nią, dopóki nie dowiedziałam się kilku istotnych faktów. Po pierwsze było to w Warszawie, a nie za bardzo uśmiechało mi się opuszczanie naszej wsi, a po drugie – co gorsze – miałyśmy zamieszkać w tym domy. Na początku byłam przeciwna temu pomysłowi, ale przeprowadziłam wewnętrzny monolog i ostatecznie, o dziwo, sama pomyślałam, że to dobry pomysł. Mama będzie tam tylko sprzątać i gotować, a przecież nikt jej nie będzie nadzorować, więc kiedy poczuję potrzebę odpoczynku, odpocznie.
– Stresujesz się? – spytała moja rodzicielka, uśmiechając się delikatnie.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy pyta mnie o to, bo będziemy mieszkać w nowym mieście, u kogoś zupełnie obcego, czy dlatego, bo opuściłam swoich znajomych?
Ha!, tyle tylko, że nigdy nie przywiązywałam się do ludzi, mało czasu z nimi spędzałam, bo naprawdę wolałam poczytać, coś pooglądać, czy w ostateczności się pouczyć – co w sumie nie przychodziło mi trudno, więc tego się akurat nie obawiałam. Poza tym nigdy nie lubiłam się jakkolwiek wyróżniać z tłumu i trzymałam się zazwyczaj z boku. Choć większość wyjść zaliczałam do udanych.
Uśmiechnęłam się delikatnie i pokręciłam głową.
– W ogóle. – Co ma być, to będzie. Nieważnie gdzie się będę uczyć, byle mama się teraz nie stresowała.
Po kilku godzinach dostarliśmy na miejsce. Kiedy spojrzałam na posesję, w której będziemy przez najbliższy – bliżejnieokreślony – czas mieszkać, byłam zachwycona. Nie chodziło o wielkość domu, bo w końcu i tak nie był mój, ale o przepiękny ogród; dużo drzew, kwiatów, ta aura… Jak dla mnie raj!
Przez podziwianie nie zauważyłam, jak wyszedł gospodarz i zarazem pracodawca mojej mamy. Dopiero kiedy wyciągnął rękę i przedstawił się, obróciłam się w jego stronę.
– Igor Jabłoński. – Uścisnęłam jego rękę, a on w tym samym momencie zlustrował mnie wzrokiem.
– Jagoda Zając.
– Chyba mam syna w twoim wieku – powiedział z uśmiechem. – No, może trochę starszego. Zapraszam. – Wskazał rękę na drzwi.
Okey. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre, ale prawda jest take, że to mogą być pozory. Okaże się z czasem.
– Nie bał się pan zatrudniać i pozwolić mieszkać u siebie razem z córką nieznajomej osobie? – spytałam, bo to było pytanie, które od kiedy się o tym dowiedziała najbardziej mnie nurtowało.
Spojrzał na mnie przez ramię, uśmiechając się.
– Nie bardzo. Mam tu sporoludzi, którzy, gdyby coś się działo, na pewno by zareagowali.
Powiedział to tak pewnie, że trochę się przestraszyłam.
Szybko to jednak minęło i po chwili podeszła do nas jakaś piękna kobieta. Gdyby nie stój, który wyraźnie wskazywał, że tu pracuje, pomyślałabym, że to jego żona.
– Aneto, możesz zaprowadzić Jagodę do jej pokoju, ja muszę omówić kilka rzeczy z jej mamą – zwrócił się do kobiety, która przytaknęła głową.
Na początku chciałam zaprotestować i zostać z mamą, aby usłyszeć, co pan Igor chce omówić z moją mamą, szybko jednak zmieniłam zdanie. Wypytam o niego i pracę tutaj panią Anetę; w końcu kto lepiej wie, niż pracownicy?
Kiedy zaczęłyśmy wchodzić po schodach i wiedziałam, że teraz nas już nie usłyszą, przeszłam do pytać.
– Przepraszam – poczekałam, aż na mnie spojrzy – jak się pani tu pracuje? Jaki jest pan Igor?
– Twoja mama ani ty nie będziecie miały tu źle. Praca jak praca, jednak jeżeli chodzi o pana Igora, to uwierz mi, że to bardzo dobry człowiek – odpowiedziała tak, że byłam w pełni usatysfakcjonowana. – Wiemy o problemach zdrowotnych twojej mamy, dlatego o to też się nie martw.
Świetnie!
Musiałam szczerze przyznać, że po tym, co usłyszałam, byłam dużo, dużo bardziej spokojna.
Kobieta pokazała mi pokój i odwróciła się, schodząc na dół.
Pokój był duży, na pewno większy od mojego poprzedniego, gdzie wchodziło tylko biurko i łóżko.
Porozglądałam się trochę i najbardziej ucieszyło mnie to, że widok wychodził na ogród. Przez chwilę pozwoliłam mojej wybraźni poszaleć i pomyślałam, że o zmroku będę się do niego wykradać w nocy.
Zaśmiałam się na ten pomysł i wyszłam z pokoju, kierując się na dół. Będę jeszcze miała czas, aby wszystko obejrzeć, teraz chciałam pozwiedzać okolicę. Powiadomiłam o tym mamę, która oczywiście była przeciwna mojemu pomysłowi, bo nie znam się na tutejszych terenach, ale kiedy obiecałam jej, że nie będę się za bardzo oddalać, ostatecznie się zgodziła.
Idąc pustą drogą, postanowiłam, że znajdę pracę. Sama nie wiedziałam, dlaczego przyszło to do mojej głowy, skoro nadal się uczyłam, co prawda przede mną była ostatnia klasa liceum, ale to w dalszym ciągu nauka. Może chciałam się choć trochę usamodzielnić? Sama nie wiedziałam, ale i tak wydawało mi się to dobrym pomysłem. Do rozpoczącia roku w nowej szkole było jeszcze kilka dni, więc pomyślałam, że to najlepszy czas.
Było już późno i wszystko było pozamykane, ale zauważyłam, że na wielu sklepach wisiało ogłoszenie, iż szukają kogoś do pomocy. Większość chciała studentów, ale zdarzały się sklepy, gdzie było napisane: „osoby uczące się”. Zainteresował mnie sklep odzieżowy oraz kawiarenka i postanowiłam, że w najbliższym czasie tutaj wrócę.
Byłam pogrążona w swoich myślach, gdy przechodziłam przez ulicę i moje serce przestało bić, gdy motocykl zatrzymał się z piskiem opon kilka centymetró przede mną.
Spojrzałam na sygnalizację świetlną i zauważyłam na niej zielone światło dla mnie.
– Co ty robisz, kretynie?! Mam zielone! – krzyknęłam i sama nie wiedziałam, skąd znalazłam w sobie na to siłe, bo w gardle czułam ogromną gulę.
Zdjął kask i uniósł jeden kącik ust.
Z czego on się, do cholery, cieszy?!
Spojrzałam na jego twarz i szybko oceniłam, że jest mniej więcej w moim wieku.
– Przepraszam, trochę się zamyśliłem.
– Przepraszam?! Przepraszam?! Spójrz! – krzyknęłam i pokazałam, jak maleńka odległość dzieliła mnie od jego pojazdu. – Jak byś mnie potrącił, też byś powiedział: „przepraszam”?!
Przechylił głowę w bok, ale jego uśmiech nie zniknął.
– Przecież nic ci się nie stało. Nie panikuj.
– Na szczęście nic, ale niewiele brakowało! – Sama już nie wiedziałam, czy on próbuje mnie wkurzyć, czy naprawdę jest taki głupi. – Ślepy jesteś i nie widziałeś, że masz czerwone?
– Jak już powiedziałem: trochę się zamyśliłem. – Widziałam, że jego to coraz bardziej bawiło, mnie jednak nie było do śmiechu. Co w tej sytuacji jest niby zabawnego?!
Uspokoiłam się trochę, zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze ustami.
– Nieważne. Przestań marzyć cholera wie o czym i skup się na drodze, bo następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia i nie zdążyć w porę zahamować – powiedziałam na odchodnym.
Za plecami jeszcze usłyszałam jego krzyk:
– Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
– Oby nie – skwitowałam pod nosem.
Głęboko wierzyłam, że w okolicach, w których będę się na co dzień poruszać, nie ma tylu wariatów.

rozavallery.blogspot.com




Dodał/a: RozaliaVallery w dniu 22-05-2017 – czytano 231 razy.

Słowa kluczowe:
opowiadanie
blog
praca
wariat
wypadek
RozaliaVallery





Komentarze (2)

Natkadnia 2017-05-28 23:23:05.

Super się zapowiada nie mogę się doczekać dalszych części

Tajemnica dnia 2017-05-29 19:48:59.

Czekam na następną część 😉

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do “Przysługa I”

(pole wymagane)


(pole wymagane)


(pole wymagane)




Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.