NIE POZWÓL MI ODEJŚĆ. ROZDZIAŁ XII




KACPER/

Byliśmy z Jurkiem w czarnej dziurze. Coś w banku nie wyszło, a poza tym Laura. Ona się tam zaczęła zwijać z bólu, a ja ją zostawiłem. Mogłem zostać, ale chyba byłoby jeszcze gorzej. Jeśli odkryją u niej tą broń zza spodni, będzie z nią bardzo źle.
– Nie! – wrzasnąłem czując że przebili mi strzałem oponę. Wpadłem w poślizg. Rozpędzone auto straciło swoją równowagę i jeszcze rozłożyli przede mną na drodze kolczatkę. Chwyciłem za krótkofalówkę. – Jurek odbiór! – mówiłem panikując. – Ratuj się, ukrywaj, ja nie przejadę!
– Dasz radę.
– Nie dam. Mam kolczatkę i rozwalone koło. Zawalcz jakoś o Laurę, znajdź ją. Bez odbioru. – Zacząłem gwałtownie hamować, ale i z tym postrzelili mi drugie koło. Samochód wariował, ciężko mi było utrzymać kierownicę która sama nie wiedziała w którą stronę skręca, więc poddałem się biorąc ręce w górę za siedzenie. Wóz wybrał swoją stronę kursu i do tego jeszcze wzbił się w górę, przeturlał i usiadł dachem do asfaltu. Przeżyłem turbulencję, ale już wydostać się o własnych siłach nie dałem rady. Drzwi same wypadły, a ja osunąłem się wraz z nimi na beton drogi. Miałem na sobie jakąś krew, ale skąd się wydobywa, to nawet nie wiem. Momentalnie mnie okrążyli z bronią przed sobą, ja już nie próbowałem się bronić. To koniec. Poczułem jak zdjęli mi kominiarkę, aż tu nagle.
– Kacper? – spytał męski ale młody głos. Zmazywał mi się obraz, więc nie mam pojęcia kto taki mnie zna.
– Znasz go?
– Tak. Wyciągnijcie go, tylko ostrożnie. Kacper, słyszysz mnie? – pytał. Próbowałem coś powiedzieć, ale w zamian tego mój oddech przeszedł w nagły kaszel.

***

Opatrzyli mnie w więzieniu i potem poprowadzili na przesłuchanie. Przez wypadek miałem rozcięty łuk brwiowy i parę siniaków, ale poza tym nic mi nie dolegało. Posadzili mnie na krzesło z rękami spiętymi kajdankami których blaszki wyżynały się w skórę nadgarstek, po czym zaraz za szybą obok pojawiła się policjantka z wydziału śledczego, a do pomieszczenia w którym siedzę ja, wszedł mężczyzna. Rzucił przede na stolik jakieś akta i sam się nachylił. Nawet nie podnosiłem na niego wzroku, a jak jeszcze zaczęła bujać się odznaka zawieszona na jego szyi, to już całkiem. Miałem ochotę rzucić się na niego i gdyby nie te kajdanki trzymające moje ręce w tyle, na pewno bym to zrobił.
– Kacper, co ty wyprawiasz? – To znowu ten gliniarz. Pewnie czytał moje zarzuty i jest taki wygadany. – Niewiadomski, mówię do ciebie. – Kiedy to powiedział, dopiero wolno przeszedłem na twarz tego prostaka. Nie cierpię psów. Patrzył na mnie uważne, a kiedy i ja mu się przyjrzałem zmarszczyłem brwi i wydałem z siebie kpiący słaby śmiech.
– Żal – jęknąłem. – Wypuść mnie. Taki z ciebie kumpel?
– Nie mogę. Praca, a znajomość to dwie różne sprawy.
– Nic nie wiesz – jęknąłem znowu. Wziął moją kartotekę i przeszedł wzrokiem po tych przewinieniach które zdążyłem wykonać.
– Całkiem nieźle. Napad z bronią w ręku, nielegalne uliczne wyścigi za kasę, kradzieże – spojrzał na mnie. – Ile ty masz lat, dziesięć?
– To nie ja.
– No błagam cię, Kacper – parsknął. – Nie ty? Czy może raczej twój cień? Chciałbym stać po twojej stronie ale nie umiem. Ty wiesz co ci grozi za ten napad na bank? Poza tym nie działałeś sam. Zwiała dziewczyna. Kto to jest?
– Co? – podniosłem się. – Uciekła?
– Miała broń. Włamała się do sejfu, a potem jeszcze przywaliła policjantowi w głowę kiedy chciał jej pomóc. Powiedz co cię z nią łączy? Była karana?
– Nie. Zostawcie ją w spokoju.
– Kacper, to poważna sprawa. Tak sobie nie pomagasz.
– Ty też mi nie pomagasz! Zostawcie ją w spokoju. Ja ją namówiłem, nie chciała tego.
– Nie ważne, zrobiła to. Nie jesteście dziećmi. Poza tym komisarz was rozpoznał i to wy ukradliście dwa wozy z policji. – Przez chwilę panowała cisza. Usiadłem z powrotem i więcej nie chciałem nic mówić. Po co ja Laurę brałem ze sobą? Po co ja w ogóle pozwoliłem żeby ze mną była? Wciąż ją widzę jak osuwa się z bólem brzucha. Mogłem jej nie posłuchać tylko zostać. Trudno by nas złapali, ale przynajmniej byłaby przy mnie i na pewno bym zadbał aby wzięli ją do szpitala, a tak? Uciekła i nie wiadomo w jakim jest stanie.
– Michał – zacząłem. – Wypuść mnie. Jak chcesz daj mi ogon, ja muszę znaleźć Laurę. Przysięgam że wrócę i zrobisz co będziesz musiał, ale ona musi się znaleźć. Jest niewinna. Błagam cię, chociaż tyle dla mnie zrób.
– To nie ode mnie zależy.
– Od kogo? Jesteś komisarzem. Błagam.
– Nie ma samochodu – wyznał nagle ktoś z zewnątrz.
– Co?
– Ktoś ukradł samochód Niewiadomskiego.
– Ale kto?
– Nie wiem. Kamera nic nie zarejestrowała, bo ta sama osoba ją zasłoniła. Wiem tylko że to dziewczyna. Płakała.
– Michał wypuść mnie – przerwałem im stanowczo. – Powiem ci wszystko w co się wpakowałem. Zaprowadzę cię nawet do milionera który żyje z samej nielegalnej forsy, tylko proszę cię.
– Czekaj – spojrzał poważnie. – Wiesz kto to jest niejaki Karlo?
– Właśnie on. Też go znasz?
– Wszyscy go poszukują. Wiesz gdzie jest? – Patrzyłem na niego poważnie, po czym trochę się rozluźniłem.
– Wiem.
– Gdzie?
– Ale nie ma nic za darmo – uznałem z lekkim uśmiechem. Odbił się, wiedząc że nie będzie ze mną tak łatwo.
– Ile chcesz?
– Niewiele. Wyczyścisz mnie ze wszystkich zarzutów, do tego to samo dotyczy mojej dziewczyny i kumpla. Też mają mieć czyste karty.
– Kacper, to nie jest zabawa, a ja nie jestem Bogiem. Zaprowadź mnie do niego.
– Michał, mówię poważnie, a ja też mam mieć z tego korzyści. Wiesz jak bardzo nie cierpię psów.
– Grzeczniej.
– No tak. Zapomniałem że jesteś jednym z nich – zaśmiałem się poważniejąc. – To jak?
– Zrobimy tak – zamknął moje akta. – Zajmę się tym, tamta dziewczyna będzie wolna, a ten trzeci?
– Jurek Maślak. Na pewno też jest tu znany.
– Owszem – przyznał. – Myślę że się dogadamy.
– Też tak myślę.
Z Michałem znamy się dość dobrze, też był w domu dziecka, ale z Jurkiem nie miał nic do czynienia. Jest ode mnie starszy pięć lat i kiedy tylko wyszedł po osiemnastce, nigdy więcej się nie spotkaliśmy. To dziwne że mnie poznał, bo ja go ledwo. – Kiedy zdjął mi kajdanki, aż poczułem ulgę i momentalnie musiałem przemasować swoje nadgarstki, bo to okropne uczucie.
– To co najpierw? – spytał wchodząc ze mną do garażu przed samochód Jurka. Skonfiskowali i mój, ale jak się okazało został skradziony. Jeśli tą dziewczyną która to zrobiła jest Laura, to może oznaczać że ma się dobrze. Otworzył przede mną auto, a ja się dostałem za kierownicę po… Ej… A gdzie jest ta elektroniczna mapa na płaskim dotykowym urządzeniu?
– Michał, musisz oddać mi ten sprzęt. Bez niego ani rusz.
– Ale jaki sprzęt?
– No, tutaj powinien być wmontowany mini komputer. Tam są wszystkie dane.
– Samochody jak stały, tak zostały przejęte. Nikt w nich nie grzebał.
– Widocznie musiał, skoro stąd wszystko zginęło.
– To wiesz gdzie jest Karlo, czy nie?
– Bez mapy, nie. To ona nas prowadziła aż tutaj i po rabunku mieliśmy wrócić z łupem.
– Dobra. Karzę przejrzeć kamery jeszcze raz. Jeśli ta sama dziewczyna ukradła ten sprzęt co twój samochód, to nie ma co zbierać.

LAURA/

– Wszystko wskazuje na to że akcja próby rabowania banku stoi za Kacprem Niewiadomskim. Chłopak karany niejednokrotnie za tego typu wybryki. Policja schwytała przestępcę kiedy próbował uciekać. Mimo wypadku jaki sobie zafundował przeżył – mówiła reporterka. – Policji udało się też ustalić że miał wspólników do których sam się przyznał. Co grozi śmiałkom za taki czyn? – znowu zrobiło mi się niedobrze i podbiegłam do łazienki. To wszystko mnie wykończy…
– Laura, to nie może tak być – uznał Jurek. – Jedziesz do szpitala.
– Nic mi nie jest. To normalne.
– To nie jest normalne. Jak coś ci się stanie…
– Nic mi nie będzie – jęknęłam odkręcając wodę i przemyłam nią całą twarz dla orzeźwienia.
– Wy oboje mnie nie słuchacie – warknął. – Tamtemu powtarzałem, dasz radę, przejedziesz, i jak skończył? Psy go przejęły i prędko nie wypuszczą. Tobie powtarzam żebyś szła do lekarza. Nie… To nie. Wolisz cierpieć i się bardziej rozchorowałać?
– Ciąża to nie choroba.
– No świetnie… Zasłaniaj się tak dalej, a w końcu coś się stanie i oboje wspomnicie moje słowa.
– Jurek, trzeba go ratować.
– No brawo, ale jak byś nie zauważyła, sami ledwo uszliśmy z życiem, a poza tym nie myślałem że tak zmięknie na przesłuchaniach. Wydał nas.
– Może nie miał wyjścia – przeszłam do wcześniejszego pomieszczenia, a ten otworzył lodówkę i tylko strzelił kapsel z butelki od piwa. – O nie… – podeszłam odbierając mu alkohol. – Nie będziesz mi tu zapijał problemów.
– Tylko jedno.
– Nie. Mamy mu pomóc. Od początku był taki plan i mamy się go trzymać.
– Aha, tylko jak teraz wrócimy do Karlo, karze nas wystrzelać, chcesz tego?
– Nie. Dlatego lepiej się przyznać policji i oni już będą wiedzieli co robić.
– No super. Kiepski pomysł.
– Dlaczego?
– Bo od razu wsadzą nas za kratki. Byłaś kiedyś w więzieniu?
– Nie.
– No to widzisz. Ja byłem i nie zamierzam tam wracać.
– Jak chcesz – odeszła od niego. – Chcesz to sobie tu zostań i zapijaj, ja nie zamierzam. Jadę ratować Kacpra, bo go kocham, jest ojcem mojego dziecka i nie ważne co się stało, chcę być z nim.
– Laura, tak mu raczej nie pomożesz.
– A ty za to jeszcze bardziej nie pomożesz siedząc tutaj i popijać piwem. Jak chcesz. Ja jadę.
– Tylko mu furę rozwalisz, albo siebie. A tak apropo bez prawa jazdy cię nie przepuszczą.
– Nie będę ich błagała – uznałam twardo, po czym wsiadłam za kierownicę.
– Laura, czekaj – podbiegł zanim ruszyłam. – Nie rób tego, coś się wymyśli.
– “Coś” – parsknęłam. – Co?
– Nie wiem, ale nie jedź sama.
– To jedź ze mną.
– Nie.
– To nie – zatrzasnęłam drzwi i odpaliłam wyścigówkę chłopaka. Nie mam pojęcia jak się tym prawidłowo jeździ, ale nie ważne, po trupach do celu.

Prowadziła mnie ta elektroniczna mapa, a jak w końcu udało mi się dojechać do zielonych strzałek na ekraniku słyszałam wycie syren policji.
– No nie! – jęknęłam waląc ręką w kierownicę, ale jeszcze przyspieszyłam. Na mojej drodze stanął okropny korek utworzony z samochodów. Ulica jest pobudzona przez pojazdy, a ja nie mam pojęcia czy sobie poradzę. – Nie… – Starałam się być wyluzowana, ale weź tu wyluzuj skoro ściga cię cały tabun wozów policyjnych, a przed sobą masz ruch samochodów. Nie miałam wyjścia i tylko zwiększałam biegi. Zdążyłam się ostatnio przyjrzeć jak prowadzi Kacper, ale patrzeć na kogoś, a samemu prowadzić, to dwie różne rzeczy. Mój chłopak zawsze tak jakoś płynnie obracał tą kierownicą, a ja tak nie umiem. On mnie chyba zabije jak rozwalę ten samochód. Tak się starał by był odnowiony, a ja bym miała to popsuć? Nigdy w życiu – wrzuciłam większy bieg i wyprzedzałam dalej. – Jak przyjdziesz na świat, nam nadzieję że geny masz dobre, bo na pewno nie pozwolę żeby tatuś wpajał ci wyścigi. Błagam, daj mamusi prowadzić i nie wymuszaj mdłości. Jedziemy po tatusia, a dalej nie mam pojęcia. Super, gadam do siebie jak jakaś głupia… Kacper gdzie ty jesteś, no?! – Gwałtownie przyhamowałam, bo o mało nie przywaliłam w barierkę. – Okej, no to jedziemy dalej. I dlaczego ja jeszcze nie mam prawa jazdy?
Patrzyłam raz na drogę, raz na ekran mapy. Starałam się panować nad wszystkim i nie zbaczać z drogi. Wszystko by było dobrze, gdyby nie ta durna policja. Zawsze są tam gdzie ich nie chcą. Na pewno teraz ktoś potrzebuje pomocy, a oni zamiast pomagać, to mi jeszcze utrudniają. Teraz to nie wiem czy robię dobrze, może trzeba było posłuchać Jurka? Ale co ja w ogóle gadam? Wolał sobie piwo otworzyć niż pomagać Kacprowi wydostać się z więzienia, czy gdzie tam teraz się podziewa. Zachciało się kasy za darmo… Czy ja czasem nie mam wyrzutów? Tak, to chyba wyrzuty sumienia, ale ja przecież nie żałuję. Noszę w sobie dziecko szalonego kryminalisty i ulicznego zrywacza silników. Czy to kiedyś się skończy? Jeśli przekazał te geny swojemu dziecku, to ja już widzę jak będzie wyglądało nasze życie. Żeby zwołać ich na obiad, będę musiała szukać po komisariatach, albo na ulicy… Oby to była córka. Dziewczyny nie mają takich pomysłów, ale… Mając takiego ojca jak Kacper, to kto wie co się rozwinie.

KACPER/

Kiedy tak siedziałem na komisariacie, zrobił się straszny ruch między glinami. Zruszyli się jakby mieli zamiar kogoś ścigać. Nagle wpadł Michał i tak samo załadował pistolet.
– Co się dzieje? Szykujecie się jak na wojnę z czołgiem.
– Kamery namierzyły jakiegoś szaleńca. Zbliża się.
– Co? Jakiego szaleńca?
– Niebieskie Audi.
– Jesteś pewien?
– Kamery nie kłamią, wiem tylko tyle.
– Czekaj, idę z tobą.
– I co zrobisz?
– Pomogę wam go łapać.
– Jesteś przestępcą.
– Ej – spojrzałem poważne, grożąc palcem. – Jeszcze raz tak na mnie powiesz, a nici z naszej umowy. – Ustąpił i wyszedł pierwszy, a ja za nim. Tak się wszyscy śpieszyli że nawet nie widzieli że też idę. Wyszedłem przed komisariat. Śmieszna akcja. Gonią jakiegoś typa który… Jasny gwint! Przecież to moja fura! – Michał! – krzyknąłem za nim. – Nie pozwól im strzelać!
– Co?!
– Nie pozwól im strzelać! – nie byłem pewny czy to dosłyszał. W tle rozchodzą się wycia policyjnych wozów i jeszcze te strzały w kierunku celu. Ja muszę coś zrobić. Przecież to mój samochód! Świeżo remontowany! Rzuciłem się w kierunku garażu. Mieli tam zarekwirowane wyścigówki, ale muszę jedną zakosić. Nie mam pojęcia czy przeżyje, ale nie ważne, podoba mi się to żółte porsche.
– Ej! Tu nie wolno wchodzić! – krzyknął ochroniarz, więc zamarłem na chwilę, a kiedy podszedł, oberwał ode mnie. Musiałem trochę zawalczyć, bo tak łatwo nie chciał mi dać odjechać, ale w końcu rozłożyłem go na łopatki i z piskiem opon odjechałem.
Prułem równo za sygnałem wozów policyjnych, a zaraz nawet ich widziałem i wtedy jeszcze przyspieszyłem. Zacząłem ich wymijać. Zwróciłem na siebie uwagę, więc teraz strzelali bardziej we mnie i całe szczęście. Moja Sheryl uniknie kulek w masce. Jestem ciekaw kto wybrał się na przejażdżkę moim wozem. Ktokolwiek to jest, całkiem nieźle prowadzi. Porządnie oberwałem, bo strzał zbił szybę z tyłu.
– Ej, ja tylko odzyskuję swoje auto! – wrzasnąłem. Jeśli nie dadzą spokoju, nie będę miał wyboru i zacznę ich eliminować, a ja mam swoje sposoby. Przyspieszyłem, ale osoba w moim samochodzie tak samo. Trzeba się teraz wysilić i w końcu odkryć kim jest ten ktoś. Przed nami… Czy ja dobrze wodze? Most? A czy czasem ten most nie jest remontowany? – O kurde – jęknąłem. Jeśli się nie zatrzyma, zabije siebie i mój samochód. Ja muszę coś zrobić i ratować furę. Już jechałem tak szybko jak to tylko było możliwe i za chwilę… Jeszcze tylko trochę… Spojrzałem na kierowcę. – Laura?! – Aż mi serce mocniej zabiło. Co ona tak robi?! Zabije się! Tak samo spojrzała w moim kierunku i jej ulżyło, ale z drugiej strony coś chciała mi powiedzieć. Podjechałem bliżej, rozsuwając boczną szybę. Zrobiła to samo i patrząc w przód, kierowała słowa do mnie.
– Kacper pomóż mi! Ja nie potrafię się zatrzymać!
– Laura, co ty tam robisz?!
– Jadę po ciebie! Pomóż mi!
– Dobra, spokojnie! – Trochę zwolniłem by móc przejechać na drugą stronę i znowu przyspieszyłem będąc z nią na równi. To co zamierzam zrobić, będzie bardzo odważne. Trzymając wciąż tą samą prędkość podjechałem bardzo blisko swojego wozu prowadzonego przez Laurę, po czym się wychyliłem jedną ręką trzymając kierownicę, a drugą chciałam otworzyć drzwi od strony pasażera swojej Sheryl. Nie udawało się bo jest za duża prędkość i drzwi wracają do swojej pozycji. Gestem ręki kazałem by dziewczyna wsunęła szybę, zrobiła to, więc teraz bardzo trudny krok.
Zablokowałem kierownicę automatycznym pilotem tak by nigdzie nie skręcała, po czym bez zdejmowania nogi z gazu, złapałem się dachu bocznego samochodu. Błagałem w myślach żeby tylko nie spaść, bo tak nikomu nie pomogę, a wręcz przeciwnie, przyniosę nas na drugi świat, ale może jeszcze nie teraz. Odbiłem się od wozu znajdując się na dachu tuż nad Laurą, po czym spojrzałem w przód. Prócz wiatru we włosach, widziałem jeszcze ten most, a między złączeniami, dziura której za nic nie da się pokonać; spadniemy w dół, a tam woda i ten upadek będzie śmiertelnym. Z tej wyskoczyć powierzchnia wody będzie po prostu niczym beton.
– Hamuj! – krzyczałem. – Laura, hamuj, teraz!
– Nie da się! Coś się popsuło! – Nie było czasu, przeniosłem się nad miejsce pasażera i przez otwarte okno wślizgnąłem do środka na siedzenie. – Zrób coś! – błagała.
– Spokojnie. Zamieniamy się. Nie ściągaj nogi z gazu. – Kiedy całkowicie przejąłem panowanie nad kierownicą, rzeczywiście nic nie działało. Ani hamulce, ani wolne biegi, wszystko było zacięte.
– Kacper, powiedz że umiesz to zatrzymać.
– Nie będę zatrzymywał. Wybacz wóz. – Zrobiłem skręt w lewo i samochód zmienił swój kierunek idąc pod prąd. Czy ta policja nigdy nie odpuszcza? Cały czas nie dają za wygraną, tylko jadą jak szaleni.
– Co ty wyprawiasz? – jęknęła zapierając się. Samochód pruł dokładnie na sznur wozów policyjnych. Obstawili się i nie zamierzali zejść mi z drogi. – Kacper…
– Spokojnie.
– Kacper, nie.
– Przejdzie.
– Błagam cię. Zatrzymaj samochód. – Milczałem. – Kacper. Kacper! – Było za późno na cokolwiek i wciskając nitro, auto się wzniosło wbijając nas przy tym w siedzenia. Dokładnie przelecieliśmy nad wozami policji z powrotem siadając na asfalcie. Takiego czegoś jeszcze chyba nie przeżyłem.

——
Dodawajcie komentarze, bo nie wiem czy ktoś to czyta




Dodał/a: Żan w dniu 29-04-2017 – czytano 466 razy.

Słowa kluczowe:
miłość
Laura
Kacper
samochody
wyścigi
Żan





Komentarze (3)

lesondnia 2017-04-30 08:56:14.

Spokojnie. Ja to czytam.
Pozdrawiam i pisz dalej.

werkaaa dnia 2017-04-30 22:24:09.

czytam czytam czytam pisz dalej :* bardzo fajnie piszesz 😉

weraa dnia 2017-05-02 00:43:06.

ja czytam i bardzo mi się podoba pisz dalej czekam niecierpliwie

Prosimy o nie dodawanie danych osobowych, adresów e-mail, numerów komunikatorów, numerów telefonów itp.

Komentarz do “NIE POZWÓL MI ODEJŚĆ. ROZDZIAŁ XII”

(pole wymagane)


(pole wymagane)


(pole wymagane)




Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.